Emocjonalne rozterki drzemiące w kręgosłupie

Emocjonalne rozterki drzemiące w kręgosłupie

Postanowiłem napisać krótki artykuł na temat dolegliwości, które posiada wielu Pacjentów a także terapeutów. Porozmawiamy dzisiaj o przewlekłym bólu kręgosłupa lędźwiowego. Słowo przewlekły oznacza, że ból / dolegliwość trwa dłużej niż 3 miesiące. Człowiek, który z dnia na dzień traci możliwość normalnego funkcjonowania nigdy nie jest z tego zadowolony. Wpada w błędne, samo nakręcające się koło bólu, które niesie za sobą szereg następstw w sferze fizycznej, psychicznej i społecznej. Ból uniemożliwia mu realizowanie swoich planów, podejmowanie czynności zawodowych w pracy i wiele innych. Od tego momentu pacjent nie jest sam, wszędzie gdzie się wybiera towarzyszy mu jego nowy niechciany ,,towarzysz”– ból. Czasem większy, czasem mniejszy, potrafi się skryć na parę godzin lub dni, by wrócić w najmniej oczekiwanym momencie. Ciężko go zaakceptować, tak jak to co dzieje się wewnątrz nas. Kiedyś rozmawiając z Piotrem padł temat słowa “rozumiem”, którego terapeuci wykorzystują w chwili kiedy pacjent opisuje swoje objawy. Czy aby na pewno jest to poprawne? Samo wyobrażenie sobie sytuacji w jakiej pacjent się znajduje nie pokrywa się do końca z przeżyciem tego.

Sam mimo że jestem fizjoterapeutą, doświadczyłem takiego stanu – przewlekłego bólu kręgosłupa. I mimo, że jestem po tym nieprzyjemnym doświadczeniu, nadal nie mogę powiedzieć do swojego pacjenta – wiem przez co przechodzisz. Moje doświadczenia i odczucia jakie wówczas posiadałem mogą kompletnie nie pokrywać się z odczuciami pacjenta. Więc mogę jedynie powiedzieć, że NIE ROZUMIEM ale TEŻ TEGO DOŚWIADCZYŁEM. Jeżeli samemu pacjentowi ciężko jest czasem zrozumieć swoje zachowanie, reakcje – to jakim prawem my (terapeuci) możemy mówić wprost do pacjenta, że go rozumiemy?

Doświadczyłem tego problemu w trakcie studiów, kiedy nagle z dnia na dzień, nie mogłem wstać z łóżka, spokojnie iść, normalnie funkcjonować. Często nie mogłem spać, zastanawiając się czy dam radę ukończyć studia. Bywało i tak, że ciężko było iść do sklepu oddalonego o kilometr bez zrobienia dwóch przerw. Nie miałem możliwości pójść gdziekolwiek w pojedynkę 🙂. Człowiek wówczas zaczyna mieć pretensję, żal, przykrość – do siebie, do innych. Myśląc o bólu i podbijając jego odczuwanie włączają się pewne mechanizmy zarówno psychologiczne jak i patofizjologiczne. Często mamy wrażenie, że ból jest silniejszy. W skrajnych przypadkach wręcz zaczynamy się z nim utożsamiać i go personalizować.

Musimy jednocześnie zdawać sobie sprawę, że odczuwanie intenstywności bólu nie ma nic wspólnego z faktycznym uszkodzeniem danej tkanki – czasem niewielkie “naciągnięcie” pacjent może odczuwać jak złamanie. Nie sposób jest ominąć w procesie terapii pacjenta z bólem przewlekłym sfery psychologicznej. Tak jak człowiek na siłowni, ćwicząc daną grupę mięśniową w myślach wyobraża sobie ruch, sprawiając że ta partia mięśniowa pracuje intensywniej, tak my myśląc o bólu czujemy go po prostu więcej – jest to zasługa działania naszego układu nerwowego.
Moja rehabilitacja trwała długi okres czasu, z czego nie byłem zadowolony, jednak pozytywnym efektem ubocznym okazało się zdobycie wiedzy, zarówno medycznej jak i rozszerzenie spojrzenia na wspomniany temat bardziej holistycznie.

Pisząc pracę licencjacką podjąłem się próby przeanalizowania wpływu psychiki na nasze ciało i wzajemnych korelacji między psychiką a ciałem w ujęciu bólu przewlekłego. Niejednokrotnie dziwiłem się, kiedy czytałem publikacje dotyczące wpływu stresu na nasze ciało i w myślach cofałem się do sytuacji gdzie przypominałem sobie, że kiedy denerwowałem się – ból odcinka lędźwiowego był bardziej odczuwalny, a moje ciało o wiele bardziej zmęczone jakby nie miało możliwości „złapania oddechu”. Kiedy zacząłem bardziej świadomie spoglądać na siebie, moje zachowanie i walkę z bólem zrozumiałem, że nikt mi nie pomoże póki sam nie podejmę tej trudnej walki szczerze i z pełnym zaangażowaniem.

Po pierwsze – zaakceptowałem sytuację w której się znalazłem. Nie cofałem już się w przeszłość myśląc że gdybym nie robił tego czy tamtego to nagle by tego problemu nie było. Akceptacja problemu to pierwszy krok, ponieważ odseparowanie negatywnych emocji pozwoli nam uspokoić przebodźcowany już dostatecznie układ nerwowy – szczególnie ten autonomiczny. Ograniczymy ilość wydzielanego kortyzolu który jako hormon odpowiedzialny za stres niesie straszne spustoszenie w naszym organiźmie, jeżeli jego poziom utrzymuje się przez bardzo długi okres czasu na wysokim poziomie.

Układ autonomiczny posiada dwa bieguny (części)– współczulny który powinien działać w sytuacjach awaryjnych, w chwilach zagrożenia życia czy też walki. o karpia na promocji w lidlu. Część przywspółczulna będzie z kolei zużywać / trawić to co współczulna część zdobyła. Jest też układem, który działa w chwili wyciszenia, pozwala na regenerację. Stąd pomóc osobie, która cały czas jest w trybie „walki bądź ucieczki” jest bardzo, ale to bardzo ciężko. Musimy zdać sobie sprawę, że układ hormonalny, nerwowy, mięśniowo-powięziowy są ze sobą powiązane na stałe, a ich wyszczególnienie powstało tylko i wyłącznie dla systematyzacji nauki. Człowiek to całość i nie wolno go rozpatrywać w inny sposób, dlatego nie powinno nikogo dziwić jak nastawienie do problemu, motywacja i wzbudzenie poczucia nadziei jest ważne by wszystko poszło w dobrym kierunku.

Pozytywne nastawienie, jak i ukazanie drogi do osiągnięcia sukcesu musi być jasno określone i realne do zrealizowania. Co gorsza – wyeliminowanie bólu wcale nie oznacza rozwiązania problemu i wyeliminowanie jego przyczyny. Istnieje szereg technik, metod, które świetnie radzą sobie z tzw. usypianiem bólu wykorzystując do tego skomplikowane mechanizmy neurofizjologiczne. Innymi słowy można wyeliminować ból bez eliminacji jego przyczyny. Z tego powodu tak ważne jest badanie, wywiad, obserwacja pacjenta.

Powtarzam wielokrotnie swoim pacjentom, że ja jako terapeuta jestem jedynie drogowskazem do osiągnięia celu, a ich organizmy się leczą same. Ja mogę stymulować odpowiednie procesy, kierować kompensacjami, które są niekorzystne. Mogę również edukować, czego należy unikać i co zmienić w swoich codziennych nawykach aby problem ponownie nie powrócił. Jednak to tylko część rozwiązania. Pacjent musi wziąć współodpowiedzialność za proces terapii i jego efekt.

Co to znaczy?

Część pracy wykonujemy wspólnie w gabinecie, gdzie na stole po odpowiednim badaniu wiemy już, które struktury należy opracować, które są przeciążone, które należy wzmocnić itd., jednak na pacjencie ciąży bardzo odpowiedzialne zadanie domowe : zmiana pewnych nawyków w życiu, które doprowadziły do przeciążenia bądź uszkodzenia ciała, sumienne i jakościowe wykonywanie zaleceń, w tym jeśli potrzeba również ćwiczeń, podjęcia odpowiedniej farmakoterapii po konsultacji z lekarzem itd.

Jednym zdaniem tutaj cały duet bierze odpowiedzialność za powodzenie misji. Często jest to proces który nie jest usłany różami, są okresy wzlotów i upadków, jednak warto o to walczyć ponieważ sam nie zapomnę już do końca życia radości, kiedy po dwóch latach mogłem ponownie wykonać skłon i złapać się za palce u stóp.

Życzę szczęśliwego zakończenia procesu rehabilitacji każdej osobie, ponieważ po czymś takim nasze podejście do życia się zmienia na zawsze.

Leave a Reply